Już parę razy zaskakiwałem Was tematyką czy też mechaniką gier planszowych. Każda taka gra jest świetnym dowodem na to jak bardzo do przodu poszedł ostatnio rynek gier planszowych. Dzisiaj pokażę Wam kolejny taki tytuł, który jest naprawdę bardzo wyjątkowy. Komputerowa platformówka w formie gry planszowej? Niemożliwe? Proszę bardzo, oto Szalona Misja!
Jak zwykle na początku, tak i teraz przyjrzymy się zawartości pudełka, a ta jest dość wyjątkowa:
– 21 dwustronnych plansz (42 poziomy)
– 5 przezroczystych ekranów/folii
– 5 podkładek dla graczy + podkładka pod plansze
– klepsydra (30 sekund)
– 5 patyczków punktacji
– 5 żetonów postaci
– 52 żetony nagród i kar
– 5 pisaków
– instrukcja i plakat
Jak widzicie jest sporo elementów, które zazwyczaj nie są spotykane w grach planszowych. Pewnie Wasz zmysł logicznego myślenia podpowiada, że gra będzie polegała na rysowaniu i tak rzeczywiście będzie. Ogólnie grafiki są bardzo ładne i kolorowe, utrzymane w klimacie komputerowych platformówek. Jeśli chodzi o elementy do rysowania – są w porządku i nawet te mazaki bardzo dobrze się ścierają za pomocą gąbek umieszczonych na końcówkach markera. Choć powiem szczerze, że te „szczoteczki” traktuję jako wyjście awaryjne i zazwyczaj miałem jakąś nawilżoną chusteczkę, która idealnie czyściła pole gry. A co tak w ogóle będziemy rysować?
Każdy z graczy otrzymuje kwadratową przezroczystą folię, podkładkę oraz mazak. Na środku stołu ustawiamy klepsydrę, żetony kar i nagród oraz pudełko z nałożoną pierwszą kolorową planszą. Mamy więc sytuację, w której gracz widzi na środku planszę i ma przed sobą pusty szablon. Teraz odwracamy klepsydrę (która odmierza czas 30 sekund), a w tym czasie zadaniem graczy będzie takie narysowanie linii, okręgów lub kropek na swojej czystej folii, by po nałożeniu jej na planszę zebrać jak najwięcej przedmiotów/gwiazdek, które są punktowane w danej misji.
To co musimy wykonać w danej rundzie symbolizują nam grafiki na dole każdego levelu. Czasem będzie trzeba połączyć dwa elementy, czasem w coś trafić itd. Tak oto będziemy przechodzić przez kolejne poziomy zdobywając punkty doświadczenia, które oznaczamy patyczkami na brzegu całego pudełka. Dodatkowo w trakcie gry będziemy gromadzić nagrody i kary, które ułatwią/utrudnią nam wykonywanie kolejnych misji. I tu muszę przyznać, że pomysłowość Autora mnie zachwyciła, bowiem dzięki tym specjalnym żetonom możemy np. podrzucić rywalowi na jego folię skórkę od banana, przez co będzie on musiał w następnej rundzie tak rysować swoje linie, by ominąć ten żeton. Może też spotkać nas kara – np. obowiązek rysowania słabszą ręką lub też z przymkniętym okiem. Naprawdę te wszystkie dodatkowe elementy bardzo nam ubarwiają grę i czynią ją jeszcze bardziej atrakcyjną. Jakby tego było mało, to możemy zagrać w bardziej zaawansowany wariant gry, który polega na tym, że daną karę wykonują wszyscy uczestnicy, a nie tylko ten kto otrzymał karę.
Gracze będą tak grać przez około 15-20 minut, zmieniając co rundę główną planszę do której będą przykładać swoje folie z rysunkami. Na koniec każdego poziomu spotkamy się z tzw. bossem i teoretycznie po jego pokonaniu sprawdzamy kto ma więcej punktów, wyłaniając w ten sposób zwycięzcę. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie by się umówić na początku gry, że rozegramy między sobą np. dwa lub trzy światy zamiast jednego – wszystko zależy od naszego wolnego czasu. Ogólnie wszystkich krain jest aż siedem, a ich poziom trudności wzrasta z każdą kolejną planszą. I mówiąc wzrasta nie mam na myśli jakiejś delikatnej zmiany – o ile pierwsze plansze są dość luźne i łatwe, o tyle kolejne światy zmuszają często graczy do podejmowania decyzji czy warto zaryzykować, czy też może lepiej jest wybrać jakąś bezpieczniejszą drogę.
Takie zróżnicowanie podoba mi się, bo dzięki temu gra jest uniwersalna. To sprawia że mogą śmiało w nią zagrać najmłodsi oraz starsi gracze, każdy znajdzie coś dla siebie. Zastanawiałem się tylko, czy przypadkiem po jakimś czasie gra nie znudzi się ze względu na powtarzanie się plansz. Po kilku rozegranych partiach doszedłem do wniosku, że raczej nie ma się czego obawiać, bo tych plansz jest naprawdę sporo (łącznie ponad 40), a poza tym i tak nie da się wyuczyć przechodzenia każdej z nich. Zawsze nowe rozdanie to nowa czysta folia i konieczność nowego analizowania układu poszczególnych elementów. Jakby tego było mało, to jeszcze różnie ta plansza może leżeć względem naszej pozycji przy stole (czasem może być centralnie przed nami, a czasem możemy być odwróceni o 90 stopni względem głównej osi gry). Myślę więc, że przejście wszystkich plansz nie będzie oznaczać zniechęcenia się do ponownej rundy np. następnego dnia.
Klepsydra sprawia, że gra jest bardzo dynamiczna i emocjonująca. Nie ma miejsca na dłuższe zastanowienie i dogłębne analizowanie układu na planszy. Trzeba raz dwa sprawnym okiem ocenić sytuację i zdecydowanym ruchem narysować wymaganą linię czy też okrąg/punkt. Wygląda na łatwe? Ojj zdziwilibyście się jak ta gra potrafi płatać figle. Po pierwsze wcale nie jest tak łatwo odzwierciedlić układ poszczególnych elementów na czystej folii. Po drugie – najbardziej atrakcyjne przedmioty otoczone są negatywnymi zjawiskami, które albo uszczuplą nasze konto punktowe albo wlepią nam karę w przyszłej rundzie. Trzeba więc wiedzieć kiedy zaryzykować i walczyć o pełną pulę, a kiedy obrać bezpieczną linię i zgarnąć co swoje.
Jest jednak pewna mała rzecz, co do której nie jestem do końca przekonany. Chodzi mi o sposób zaznaczania punktacji. O ile rozumiem ideę tych znaczników/patyczków wtykanych na boku pudełka (dzięki nim całość jest niezwykle kompaktowa, nie trzeba mieć oddzielnej planszy), o tyle realizacja tego w praktyce jest taka sobie, chociażby dlatego że nie zawsze łatwo jest ten patyczek wcisnąć między pudełko a wypraskę (zwłaszcza przy rogach). Nie mniej jednak jest też druga strona medalu – dzięki takiemu zabiegowi gra sprawdzi się np. w podróży. Każdy ma swoją podkładkę z folią, na środku jest wszystko co potrzeba bez konieczności rozstawiania dodatkowych elementów, nie ma więc przeszkód by rozegrać partyjkę czy to w pociągu czy na tylnych siedzeniach samochodu. Są więc plusy i minusy tego rozwiązania. Jakby ktoś się zastanawiał co się dzieje w sytuacji, w której patyczki dwóch graczy mają znaleźć się na tym samym miejscu to odpowiadam – tu akurat Autor wybrnął z tego w dość ciekawy sposób, bowiem wtedy patyczek tego drugiego gracza przesuwa się do przodu na wolne pole punktowe. Ten zabieg sprawia, że gracz goniący ma mały „handicap”, który jest widoczny zwłaszcza w grze 4-5 osobowej.
Losowość – w zasadzie jedynym miejscem gdzie taka losowość może wystąpić jest pobranie żetonu z nagrodą/karą, więc można śmiało powiedzieć że ten aspekt praktycznie nie występuje, a jeśli już to na pewno nie przeszkadza tylko ubarwia grę.
Złożoność – wszystko zależy od rundy. Są takie plansze, gdzie poprowadzenie linii jest dość proste, a i błędy nie są jakoś szczególnie piętnowane (najwyżej dostaniemy mniej punktów). Ale są też i takie plansze, gdzie zadanie do wykonania jest już nieco trudniejsze, gdzie trzeba albo podjąć ryzyko, albo wykazać się bardzo dobrą wizją przestrzenną.
Interakcja – teoretycznie każdy rysuje sam, choć można zdobyć nagrodę, która coś przeciwnikowi utrudni.
Mechanika – w sumie to jest jedna z tych gier, gdzie trzeba bardziej ocenić pomysłowość niż samą mechanikę. Mechanicznie ta gra jest prosta, nie ma tu czegoś co się zazębia itd. Tu całą dobrą robotę robi perfekcyjne połączenie pomysłu na grę z jej wykonaniem.
Wykonanie – graficznie jest super, pod względem wykonania też jest w porządku. Największe obawy miałem o stan folii po których rysujemy, ale z tym jest naprawdę nieźle bowiem mazaki bardzo łatwo się ścierają. Fajnie że wydawca pomyślał także o tym, by pozostałe elementy były śliskie i łatwościeralne, dzięki czemu jeśli dzieci zabrudzą jakiś żeton czy planszę to łatwo możemy je wyczyścić.
Pewnie można byłoby wymienić kilka grup odbiorców, ale ta główna jest jasna i oczywista – Szalona Misja to gra rodzinna, więc sprawdzi się w każdym gronie, zwłaszcza z udziałem dzieci. Na dzieciach kolorowe plansze i ogólnie sam fakt rysowania robią niesamowite wrażenie. Co więcej – dzieci bardzo mocno emocjonują się podczas przykładania tych folii do szablonów. A rywalizacja jest na tyle duża, że pociechy czasem potrafią być bardzo surowymi sędziami – „nie nie, ta linia nie dotyka tej gwiazdki, no zobacz, nie masz punktów”. W tej grze na plus zaliczam też fakt, że starsi nie mają przewagi nad najmłodszymi, można więc toczyć równorzędne boje z całą rodziną. Zasady gry są na tyle proste, że Szaloną Misję można także wyciągnąć podczas spotkania ze znajomymi. Tu sprawdzi się kolejna cecha tej gry – początkujący gracze nie są na straconej pozycji względem tych, którzy grają w tę grę dość często.
Innowacyjna gra rodzinna? Tak. Lubią ją dzieci? Zdecydowanie. Starsi gracze dobrze się przy tym bawią? I to jeszcze jak! To chyba trzy najlepsze rekomendacje dla tej gry. Lekka, przyjemna i mocno niebanalna gra polegająca na odzwierciedlaniu położenia poszczególnych elementów – taka jest Szalona Misja. W grze musimy analizować położenie różnych punktów, zastanowić się czy ryzyko narysowania trudnej linii jest dla nas opłacalne, a na koniec odpowiednio rozdysponować zdobyte nagrody, tak aby utrudnić coś przeciwnikowi lub żeby samemu sobie coś ułatwić. Myślę, że dobry odbiór gry wynika z jej sporej różnorodności – plansze są bardzo urozmaicone, misje są łatwiejsze i trudniejsze, kary i nagrody są bardzo pomysłowe. To wszystko sprawia, że gra się nie nudzi i ma się ochotę przedłużać rozgrywkę dołączając kolejne poziomy. Jest to więc pozycja, której zdecydowanie trzeba się przyjrzeć, zwłaszcza jeśli szukamy ciekawej gry rodzinnej.
Szalona Misja – Wydawnictwo Rebel
Ilość graczy: Gra dla 2-5 osób
Wiek: Gra przeznaczona jest dla osób powyżej 8 roku życia
Czas gry: ok. 20 minut
Egzemplarz gry do recenzji przesłało Wydawnictwo Rebel
Fajna recenzja ciekawej gry, graty! Jedna z ciekawszych gier wydanych przez Rebel. Nie do końca mój klimat a mimo tego często gram w to z synem (8lat)
więcej takich gier proszę!!! wygląda super