Gdyby chcieć stworzyć ranking najładniejszych gier, to dzisiejsza bohaterka pewnie znalazłaby się na szczycie takiej listy. Wrażenia estetyczne tej planszówki potęgują nie tylko piękne grafiki, ale także pionki oraz tematyka, która w tym przypadku dotyczyć będzie malarstwa. Uczta dla oka, ale czy mechanika dorówna doznaniom wzrokowym? No i właśnie spróbujemy sobie dzisiaj na to pytanie odpowiedzieć. Przed Wami „Kanagawa”, czyli podróż do krainy sztuki.
W pudełku o dość niewielkich rozmiarach znajdziemy całą masę bardzo nietypowych elementów:
– planszę która jest słomkową matą
– 15 drewnianych pędzli
– 2 pionki pierwszego gracza
– 4 kafelki początkowe
– 19 kafelków dyplomów
– 72 karty lekcji
– 3 żetony burzy
– instrukcję
O wykonaniu sporo już powiedziałem we wstępie, to jest po prostu przepiękna gra. Mata, pionki, karty, grafiki – wszystko wykonane jest z dużą dbałością o szczegóły. Widać, że ktoś włożył w to wszystko sporo pracy. Ale nie ma co ukrywać, planszówki to przede wszystkim rozgrywka, więc przejdźmy do opisu zasad i zobaczmy o co w tej Kanagawie tak naprawdę chodzi.
W grze zamieniamy się w rolę uczniów malujących obrazy, którzy będą słuchać rad mistrza. Na słomkowej macie wykładać będziemy karty, które będą symbolizowały lekcje, których udzieli nam sam mistrz. Lekcje te będą pozwalać nam albo rozwijać obraz, albo rozwijać pracownię. W praktyce będzie to wyglądać w ten sposób, że dobierając karty albo przystąpimy do malowania (jeśli będziemy mieć w pracowni potrzebne pędzle i będziemy znać odpowiednie techniki pejzażu), albo spożytkujemy kartę do rozbudowy warsztatu (dzięki czemu będziemy mogli więcej rzeczy malować w przyszłości, poznając właśnie różne techniki lub uzyskując nowe narzędzia).
Sam mechanizm dobierania kart z maty jest także ciekawy, bowiem dobieramy wszystkie karty z jednej kolumny. Zaczynając od pierwszego gracza wszyscy po kolei mówią, czy chcą wziąć do siebie zawartość całej kolumny, czy też wolą poczekać aż dołożone zostanie coś lepszego. Spójrzmy na prosty przykład:
Jeśli gracze mówią pas, to dokładamy kolejny rząd kart. Jest więc w tym wszystkim coś z mechaniki „push your luck”, gdzie trzeba albo brać to co jest pewne, albo ryzykować wzięcie większej ilości kart, licząc się z tym, że ta która nas najbardziej interesuje zostanie podebrana przez poprzedników.
No dobrze, to jeszcze powiedzmy sobie o tym co tak naprawdę jest solą tej gry, czyli co będzie nabijać naszą punktację. Przede wszystkim na nasz końcowy wynik wpływać będą różne sekwencje dokładanych przez nas obrazków. Wszyscy gracze biją się o tak zwane dyplomy, czyli misje, których realizacja przynosi nam określone korzyści punktowe. Punktować możemy np. za pojawiające się na obrazkach elementy typu drzewa lub zwierzęta, albo za jakieś cechy naszego warsztatu. Ogólnie o dyplomach powiem jeszcze w części dotyczącej opisu wrażeń, bo ta mechanika jest bardzo sprytna, więc warto przedyskutować ją nieco szerzej. Oprócz dyplomów na plus lub minus zadziałać mogą nam niektóre karty w pracowni lub krajobrazu (będą miały one specjalne ikonki), no i nie bez znaczenia są pory roku które pojawiają się na kartach (im dłuższy ciąg kart z jedną porą roku, tym lepiej). Na sam koniec podliczamy wszystkie zdobycze i wybieramy zwycięzcę całej rywalizacji.
Zacznę od bardzo sprytnego systemu punktacji jakim są te dyplomy. Przykładowo zielone dyplomy dostajemy za namalowane drzewa i tak oto jak namalujemy trzecie drzewo to możemy zgarnąć dyplom wart 3 punkty, jak namalujemy czwarte drzewo to możemy dostać 4 punkty, a jak piąte drzewo to aż 7 punktów. Niby nic niezwykłego, ale jest w tym wszystkim haczyk, bo można mieć tylko jeden dyplom w danym kolorze. Jeśli więc wykładamy sobie trzecie drzewo, to musimy podjąć decyzję – czy bierzemy dyplom wart 3 punkty, czy czekamy i zbieramy kolejne drzewa, licząc się z tym, że czekając na kolejne elementy pejzażu ktoś może nam ten dyplom podebrać. Co ciekawe, dyplom możemy dobrać tylko i wyłączenie w momencie spełnienia wymogów. Jeśli więc wyłożymy trzecie drzewo i uznamy, że poczekamy jeszcze z wzięciem dyplomu, to nie możemy po kilku kolejkach powiedzieć „a to jednak chcę ten dyplom za 3 punkty”. Tym samym jest to mechanizm, który wprowadza do gry element ryzyka, bo z jednej strony kusi nas zbieranie dużych ilości danego typu kart, a z drugiej zachłanność może skończyć się tym, że zostaniemy z niczym. Dodam jeszcze, że na tych najlepiej punktowanych dyplomach zazwyczaj do zdobycia są jeszcze burze (maskujące niepasujące nam pory roku) oraz pionki pierwszeństwa, więc pokusa z czekaniem na najlepsze dyplomy jest naprawdę spora. I to jest chyba to, co w tej grze mi się najbardziej spodobało. Dyplomy zwiększają naszą decyzyjność związaną z przebiegiem gry, jak i zachęcają do podejmowania ryzyka.
Pionek pierwszeństwa to także kolejny aspekt tej gry, który mocno u mnie plusuje. Prawo pierwszeństwa będzie przechodzić między graczami w wyniku np. wygrywania dyplomów albo też poprzez dokładanie odpowiednich kart do naszej pracowni. Pionek pierwszeństwa nie ma więc jako takiej wartości punktowej, ale na pewno odgrywa sporą rolę w naszym końcowym sukcesie. Czasami będzie nawet tak, że weźmiemy jakąś kolumnę kart tylko i wyłącznie po to, by przejąć pierwszeństwo w wyborze kart w następnej rundzie. Ogólnie pojawia się tutaj dość duża doza emocji, bo jak raz czy dwa ktoś nam coś podkradnie, to automatycznie w naszej głowie priorytetem staje się zdobycie tego pierwszeństwa.
Co do klimatu i całej otoczki to tu także można się wypowiadać jedynie w superlatywach. Gra jest śliczna, ma świetne komponenty, ale jej piękno nie kończy się na ładnych grafikach i elementach. Dla mnie najpiękniejsze jest to, że udało się dopasować całą mechanikę do tej nietypowej tematyki. To de facto gra o tym, że jesteś uczniem, że pobierasz nauki u mistrza malarstwa i starasz się z jednej strony rozszerzać swój warsztat umiejętności, a z drugiej malujesz to co możesz i co już umiesz. I nie jest to wszystko zmyślone na siłę, co jest jedną z bolączek wielu gier planszowych w których temat jest tylko umowny. Sama rozgrywka jest bardzo spokojna, nie ma tu nagłych zwrotów akcji, nie ma też szybkiego i mechanicznego powtarzania różnych czynności. Wszyscy nad swoim ruchem myślą niemalże jednocześnie, co też sprawia że nie ma takiego „zamulania” i oczekiwania na swój ruch. A wady? Co tu można byłoby uznać za rzecz do poprawy? W zasadzie jedyne co mi przeszkadzało w tej grze to dokładanie nowych kart do obrazu lub warsztatu. Jak mamy płaski stół (np. drewniany) to nie jest to łatwa czynność, bo karty kładziemy jedna pod drugą. Ewidentnie trzeba grać na jakieś miękkiej powierzchni (może być nawet zwykła narzuta), tak aby łatwiej dokładać karty pod spód i by wszystko nie ślizgało się po stole. Przyznacie jednak, że jest to drobiazg, może nawet takie zwykłe czepialstwo, ale zwróciłem na to uwagę, więc dzielę się spostrzeżeniami.
Losowość – jakaś tam występuje, ale kompletnie nie odczuwam tego by determinowała ona końcowy wynik. Nawet jak na macie pojawi się idealnie pasująca karta, to jeśli nie mamy pionka pierwszeństwa to rywale mogą nam ją podebrać, więc wszystko jest tutaj świetnie przemyślane.
Złożoność – wyjaśnienie zasad jest proste, ale grę uznałbym za dość złożoną jak na swoją kategorię. Jest tutaj mimo wszystko sporo decyzyjności, mamy kilka dróg punktowania, więc swoje strategie trzeba obierać w zależności od wydarzeń na stole.
Interakcja – występuje podczas doboru kart, bo rywalizujemy między sobą o to kto kogo przechytrzy, ale na szczęście nie ma tu takiej interakcji w postaci wykradania sobie kart. No i trzeba też powiedzieć, że ciekawym elementem interakcji są te dyplomy, bo czasem będziemy brać to co jest już pewne, byleby tylko dyplomu nie zgarnął nasz przeciwnik.
Mechanika – bardzo ciekawa jest mechanika pozyskiwania dyplomów, ale podoba mi się także fakt, iż danej karty możemy użyć na dwa sposoby (obraz lub pracownia).
Wykonanie – prawdopodobnie jeśli nie jest to najpiękniejsza, to na pewno jest to jedna z najładniej wydanych gier w tym roku w Polsce.
Gdyby tak chcieć powiedzieć komu tę grę można polecić, to prawda jest taka, że dałoby się ją polecić dosłownie wszystkim – młodszym i starszym, kobietom oraz mężczyznom, początkującym oraz zaawansowanym itd. Ja jednak najbardziej polecałbym tę grę wszystkim tym, którzy szukają gry przy której miło spędzą czas z bliskimi, bez większego parcia na końcowy sukces. W Kanagawie praktycznie przez cały czas nie wiadomo kto prowadzi, więc nie ma problemu z tym, że ktoś mocno odskoczył w punktacji. To będzie też dobra planszówka dla osób, które chcą przekonać swoją płeć piękną do świata gier planszowych.
Kanagawa urzeka nie tylko wspaniałymi grafikami, ale także ciekawą mechaniką i sposobem rozgrywki. To nie jest przeciętna gra, która została ładnie opakowana, tylko świetna planszówka, która pozytywne wrażenia puentuje wysoką jakością swojego wykonania. Ja Kanagawę zapamiętam przede wszystkim ze spokoju jaki płynął z rozgrywki, z tego że gra jest przyjemna i odprężająca, a jednocześnie dająca całą masę możliwości czy to podczas wyboru kart, czy też opracowywania strategii w dobieraniu dyplomów. Ta lekkość gry i proste zasady sprawiają, że łatwo jest zaprosić do rozgrywki nowe osoby, które do tej pory nie miały zbyt wiele wspólnego z planszówkami. Można powiedzieć, że Kanagawa to gra kompletna, praktycznie bez wad i z pewnością jest to jeden z lepszych pomysłów np. na prezent dla bliskiej osoby.
Kanagawa – Wydawnictwo 2 Pionki
Liczba graczy: Gry dla 2-4 osób
Wiek: Gra przeznaczona jest dla osób powyżej 10 roku życia
Czas gry: ok. 45 minut
Egzemplarz gry do recenzji przesłało Wydawnictwo 2 Pionki